Bezny dzieje – cz. I.

Obiekt dowodowy – świstek papieru poplamiony kawą o treści:

Z podłego pamiętnika Bezny

Cześć, tu Bezna. Szczęśliwy ten, kto mnie nie zna. Tak sobie poetycko snuję moje pseudo-mądrości, bo i cóż ze mnie za mędrzec. Jestem nikim. Byłam i będę nikim aż do końca swojej szarej egzystencji. Mam resztki nadziei na rozpuszczenie się w nicości. Jestem wiecznie głodna, właściwie jestem głodem. Żywię się szczątkami energetycznymi człowieka, którego organiczne zakamarki zamieszkuję. Moim największym dramatem jest jednak brak poczucia sytości. Ilekroć mam nadzieję, że tym razem wreszcie się najem i napoję humanoidalną energią – tuż po posiłku zaczynam odczuwać ponownie przemożny głód. Niektórzy nazywają mnie też wirusem, pasożytem albo hubą-potworniakiem. I co ja mogę na to poradzić, że tym właśnie jestem i tak niewdzięczną rolę przyszło mi pełnić? Tak, to wszystko jest skrajnie beznadziejne. Wyginam się, dwoję i troję w całej swojej nicości, żeby coś na to zaradzić. Lecz resztki nadziei nikną czym prędzej w śluzie beznadziei, z którego się składam…

Portret pamięciowy Bezny

Szara, śluzowata istota, właściwie bezpostaciowa. Przemieszcza się za pomocą lepkich, włochatych nibynóżek. Rozmiary – trudne do określenia: rozrasta się do niebotycznych lub kurczy do rozmiarów mikroba. Wszystko zależy od stopnia asymilacji w organizmie człowieka. „Bezna” posiada otwór gębowy, przypominający czarną dziurę, będący jednocześnie otworem wydalniczym. Jednak ze względu na migotliwość, efemeryczność i zmienne rozmiary Podejrzanej, trudno określić, gdzie kończy się, a gdzie zaczyna jej przeklęte istnienie. Ostatnio notowana: minutę temu w organizmie nr 543210.
Portret pamięciowy:



Wypowiedź Świadka nr. 43210

Nie mam pojęcia, kiedy zamieszkała w moim organizmie. To tak, jakbyście pytali mnie o to, w którym momencie dostał się do mojego ciała koronawirus. Po prostu jest i była… chyba od zawsze… cholera wie… Czy mam jakieś chwile wytchnienia od niej? W sumie to chyba tak… Najczęściej wspomagane chemicznie w taki, czy inny sposób, ale miewam. Pozwólcie, że przemilczę szczegóły. Ile można nadawać na tych chorych falach… No idzie się własną piąchą pochlastać. Jak odczuwam jej działanie? No nie wiem, po prostu wiem, że jest. Oblepia mi mózg, zatyka mi tchawicę, wpełza w moje żyły i roznosi toksynę po całym ciele i umyśle. Jeśli w ogóle taki dualizm ma miejsce… Ale do rzeczy. Oskarżam ją o permanentne nękanie, mobbing, bullying, prześladowanie, nazwijcie to jak chcecie. O pasożytowanie na mnie i ciągłe sączenie trucizny, od której życie ma metaliczny posmak beznadziei. Zamknijcie ją wreszcie i nie wypuszczajcie zza krat aż do skończenia świata.


Z notatek biegłego psychologa sądowego

Pasożytnicza forma „Bezna” manifestuje się w drenowaniu żywiciela z życiodajnej energii, współkreowanej przez działanie takich neuroprzekaźników jak: serotonina i dopamina. Jej zakamuflowana postać sprawia, że trudno jest określić, kiedy działa w sposób organiczny, a kiedy w czysto mentalny. Może zarówno zaburzyć biologiczny mechanizm generowania poczucia dobrostanu, jak i mechanizm myślowo-emocjonalny. Manifestuje się w sposobie myślenia, który można określić jako katastroficzny, fatalistyczny lub pesymistyczny. Ogranicza perspektywę chorego do antycypacji zagrożeń i porażek, jednocześnie hiperbolizując negatywne aspekty możliwych zdarzeń. W języku chorego przejawia się ona w takich wypowiedziach jak np.: „To wszystko nie ma sensu”, „Przecież to i tak wszystko pier…”, „Totalna beznadzieja”, „Niech to wszystko się już skończy”. Wśród objawów somatycznych wyróżnia się m.in. następujące objawy wirusa „Bezna”: wyszarzały odcień skóry, mętne i przyprószone spojrzenie, zaciśnięta żuchwa, drżące ręce, przygarbiona postawa ciała. Wśród objawów afektywnych wyróżnia się następujące: poczucie rezygnacji, bezsilności, żalu, nostalgii, złości, zazdrości, rozpaczy. Zaleca się izolację chorego od czynników i warunków, sprzyjających rozwojowi działania wirusa: presji prowadzącej do depresji, toksycznej i przewlekłej narracji o charakterze narzekania i uskarżania się, nadmiernej ekspozycji na przekazy medialne etc.


Z mowy oskarżyciela

Obiekt X10700 znany pod nazwą „wirus Bezna” jest wątpliwej postaci bytem niewiadomego pochodzenia. Specjaliści orzekają, że może być on spreparowany w laboratorium lub zmutowany w toku ewolucji. Jego postać replikuje się i mutuje w kolejnych organizmach, które nawiedza. Rozwija pajęczynę między zaatakowanymi zwojami mózgowymi oraz mentalnymi konstrukcjami. Stanowi najgroźniejszą i najpowszechniejszą formę wirusa, niszczącego poczucie sensu życia ludzkich osobników. Pandemia tego wirusa trwa od setek lat. Suma jego przewinień przekracza najśmielsze wyobrażenia przeciętnego obywatela świata. Mimo dekad starań o stworzenie skutecznej szczepionki przeciwko wirusowi „Bezna” dotychczas nie wynaleziono nań skutecznego antidotum. Zaleca się wyizolowanie wirusa X10700 w trybie natychmiastowym i zamknięcie go w szczelnej kapsule więziennej NA ZAWSZE.


Obrońcy – brak.

cdn.

foto: pixabay.com

Kino Pod Powiekami

Po wewnętrznej stronie ludzkich powiek trwa nieustanna emisja obrazów. Całkiem realistycznych i tych zupełnie surrealistycznych. Układających się w spójne i logiczne etiudy filmowe lub przeciwnie – chaotyczne strumienie ambiwalentnych wrażeń wizualnych. Obrazów estetycznych i wysoce pożądanych, a także budzących odrazę i przestrach. Na ekranie imaginacji wyświetlają się przez 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku dzieła z nieskończonej filmoteki mentalnej. Dzieła niepoddające się krytyce zewnętrznego obserwatora i nie aspirujące do Oscara. Rzadko dające się zakwalifikować do konkretnego gatunku seanse jednego widza.


Permanentny wizualny strumień świadomości bywa pomocnikiem i mentorem lub przeciwnie – sabotażystą i podcinaczem skrzydeł. Podnosi poziom endorfin i dopaminy lub odwrotnie – sprawia, że spadają one na łeb, na szyję. Bywa błogosławieństwem lub przekleństwem. Bramą do nowych światów lub pułapką i więzieniem. Przez niektórych uważany za niepoddający się kontroli wolnej woli, zaś przez innych – za doskonale spójny z intencją podmiotu. Przez jednych traktowany jako projekcja wrodzonych idei, a przez innych – jako zapis zmysłowych wrażeń na czystej karcie umysłu.

Każde podpowiekowe kino ma swój niepowtarzalny rys i atmosferę, spójną z psychiczną konstrukcją jego właściciela.


Chorzy na lęk uciekać muszą nader często przed ścigającą ich mentalne ekrany emisją obrazów wysoce niepożądanych, układających się w formę dramatu, thrillera lub horroru. Zwykle odkrywają dość późno, że ich umysł ma jednak moc wpływu na fabułę tych filmów.

Schwytani w sidła nałogu oglądają pod powiekami przeróżne konfiguracje, jakie tworzą obiekty ich pożądania, potęgując nałogową tęsknotę.

Ogarnięci obsesją ego oglądają w wewnętrznym kinie egotyczne arcydzieła, za które sami sobie przyznają nagrody i dzięki którym podtrzymują kruche rusztowanie własnej tożsamości.

Zamknięci w klatce zazdrości dniem i nocą wyobrażają sobie obiekty swojego afektu, co jakiś czas reżyserując przepyszną akcję ich spektakularnej porażki. Po takim filmie, nasyceni urojoną zemstą, mogą wreszcie pójść spokojnie spać.

Chorzy na samotność zwykle zapraszają pod powieki, świadomie lub podświadomie, wyimaginowanych przyjaciół, z którymi przemierzają filmowe bezdroża. Nierzadko któryś z nich wbija niepostrzeżenie nóż w plecy samotnemu bohaterowi.


Najbardziej niesamowite kolaże filmowe pojawiają się pod powiekami w fazie oderwanej od cenzury ego, a więc w odmętach snu. Z takiej onirycznej mozaiki może wyłonić się pierwszorzędny pomysł na rzeczywistą produkcję filmową. Podobnie jak z wewnętrznych projekcji, stymulowanych substancjami psychoaktywnymi. Ale te może przemilczmy.


Nie potrzebujesz biletu aby wybrać się do Kina Pod Powiekami. Czy wiesz, że jesteś nie tylko bileterem w nim, ale także scenarzystą, scenografem i reżyserem filmów tu wyświetlanych? 


Obrazy z kina wewnętrznego często prześwitują na drugą stronę twarzy, rysując na niej najróżniejsze kreski i wzory. Emozmarszczki, myślozmarszczki, półcienie, odcienie, światłocienie… Bywa, że przewlekła emisja podpowiekowych filmów dramatycznych lub tragicznych w swej wymowie, utrwala na obliczu dojmujący wyraz cierpienia. Skrajności rzeźbią twarz najszybciej i najbardziej bezwzględnie. Całkowicie poza wolą i świadomością podmiotu. Są także twarze całkowicie nieprzeniknione, z których nie można rozpoznać atmosfery wewnętrznych transmisji. Zaklęte w jeden wyraz, nieporuszone, skamieniałe.


Kino Pod Powiekami to jedna z największych samotni człowieka. Seanse emitowane w tej na poły realnej przestrzeni bywają trudne do przekazania lub zrozumienia postronnym obserwatorom. Gdy reflektory tak zwanej realności powoli gasną, a kontury codzienności rozmywają się w półmroku świadomości, czas na seans…


Zapadasz się w przepastnym fotelu naprzeciw migoczącego ekranu. Z różnych stron napływają strzępki obrazów, wspomaganych wrażeniami dźwiękowymi i zapachowymi. Tworzą one nową, unikalną mozaikę filmową. Niepowiązane na pozór skrawki pamięciowej materii zaczynają tworzyć rozległy patchwork. Nie staje się on jednak statycznym obrazem ale z sekundy na sekundę przyjmuje coraz ciekawsze kompozycje rzeźbione dłutem interpretacji. Uważaj, nie stapiaj się z tą wewnętrzną projekcją. Gdy czujesz, że staje się zbyt przytłaczająca, obezwładniająca, psychodeliczna lub niewygodna – zaproś do sali wewnętrznego krytyka filmowego. Zamówcie popcorn w podkorowej kawiarence i porozmawiajcie o twoich reżyserskich możliwościach. Nie jest jeszcze za późno na potrzebne poprawki.


Pamiętaj, to Ty jesteś właścicielem Twojego Kina Pod Powiekami. 

 

foto: pixabay.com