Śmiercionośnik

Nowoczesny design tej zdumiewającej konstrukcji kojarzyć się może z karoserią najnowszego modelu ekskluzywnego pojazdu, solarium albo innowacyjną formą telefonu, czy też zszywacza do papieru. Swoim wyglądem nie wzbudza niesmaku, a tym bardziej awersji. Być może gdyby pozostać na poziomie formy i nie wnikać w przeznaczenie owej machiny – udałoby się zachować stoicki spokój w spotkaniu z nią. W jednym z możliwych światów, gdzie forma istnieje bez treści, mogłoby się żyć całkiem ciekawie…

A jednak znajdą się i tacy, którzy nie tylko zachowają spokój, ale wręcz zachwycą się najnowszym wynalazkiem, z dumą pokazywanym m.in. na Biennale Sztuki w Wenecji. Nie mówiąc o samym jego konstruktorze, który puchnie z dumy nad swoim dziełem – innowacyjną tratwą, łączącą dwa brzegi Styksu. Współczesny Charon zaciera ręce, przeliczając dolary, które popłyną z nurtem mrocznej rzeki…

Żyjemy w czasach wielu nośników informacji. Im bardziej nowatorskie, gustowne i dopasowane do potrzeb współczesnego człowieka – tym większy hajs kręci się na biznesowej karuzeli. Oprócz nich możemy jednak natknąć się na zgoła inne nośniki – ludzkiego ciała i duszy. Nazwijmy je śmiercionośnikami. I właśnie o jeden z takich konstruktów tutaj chodzi. I nie mówimy tu o klasycznie pojętej przestrzeni trumny.

No to właściwie o czym?

Dobre pytanie. To coś wymyka się, bowiem, zdroworozsądkowym kategoryzacjom i kpi sobie z tego, co zwykło się uważać za naturalne.

Głos z offu: Od poczęcia aż do naturalnej śmierci…

To coś kipi sarkazmem na tyle, że nazwano je Sarco. Określono zaś jako kapsułę do eutanazji, umożliwiającą spokojną śmierć z widokiem… A jeśli chodzi o ścisłość, należałoby raczej powiedzieć: machinę do samobójstwa w wersji soft & exclusive.

Być może jej nazwa miała przywołać skojarzenie z sarkofagiem egipskim, a więc strefą przejścia na poziomie trudno dostępnym zwykłym śmiertelnikom. Lecz czy przypadkiem nie śmierdzi tu nieco siarką?

Nowoczesny sarkofag można wydrukować na drukarce 3D oraz zabrać ze sobą w dowolne miejsce na Ziemi, decydując o własnym odejściu w optymalnych okolicznościach. Może także posłużyć jako nowoczesna trumna po dokonanym rytuale przejścia. Jak to działa? Cóż, banalna sprawa:

Wystarczy wejść do kapsuły i nacisnąć przycisk, który potwierdzi, że chcemy umrzeć. Wówczas kapsuła wypełni się ciekłym azotem, po uprzednim komunikacie, że zaraz stracimy przytomność. Obniżona zostaje temperatura oraz ograniczony poziom tlenu. Osoba znajdująca się w środku umrze w ciągu kilku minut (nawet, jeśli się nie udusi, to z pewnością jej serce się zatrzyma). Szybko, humanitarnie i z widokiem na ulubione miejsce lub najbliższych, jak przekonuje twórca urządzenia.*

Gdyby nie fakt, że to nie fragment powieści s-f, lecz jeden ze śmiertelnie neutralnych dziennikarskich opisów, być może nie czułabym dreszczy i zacisku w okolicach mostka, które przypominają mi moje samopoczucie podczas przemierzania pomieszczń w muzeum Auschwitz – Birkenau… Różnica jest taka, że odczucia stamtąd dzieliłam z setkami innych zwiedzających muzeum i nie było wątpliwości co do etycznego wymiaru konsekwencji zbrodni na ludzkości. Teraz odczuwam dysonans poznawczy, oglądając zdjęcia i słuchając opinii zachwyconych fanów zbrodniczego wynalazku – ładnie opakowanego i oddanego w ręce tego, któremu wydaje się, że stracił resztki woli życia.

Głos z offu: Od poczęcia aż do naturalnej śmierci…

Twórca kapsuły dąży do tego, aby uczynić potencjalnego samobójcę w pełni niezależnym, a więc niepotrzebującym psychiatry do stwierdzenia poczytalności, czy też lekarza do przepisania śmiercionośnego specyfiku. Wystarczyć miałby test online i kod dostępu, który pozwoli klientowi rozpocząć ostateczną procedurę. Ostatnią podróż nowatorskim wehikułem czasu, transportującym ochotnika z trudnej doczesności do**:

a) odprężającego niebytu

b) kojącej wieczności

c) bardzo niepokojącej wieczności

Popularność śmiercionośnika może wynikać z zachłyśnięcia się iluzją powstałą na styku dwóch elementów: komfortu i wolności. Po co odbierać sobie życie w scenerii rodem z thrillera, skoro można mieć fast death w przytulnej kapsule, kojarzącej się z podróżą w kosmos? Po co obciążać sumienia osób postronnych, prosząc o tak zwaną „dobrą śmierć” z ich ręki, skoro można stać się panem swojego umierania w atmosferze luksusu? Po co, w końcu, ulegać narracji fanatyków tradycji, odbierającym wolność swoimi zabobonami, skoro tak łatwo wylogować się z tego świata w warunkach jakże humanitarnych i bez cierpienia?

Głos z offu: Od poczęcia aż do naturalnej śmierci…

Doprawdy?

* Fragment z artykułu

** zaznacz w zależności od wierzenia

foto: Joanna Grochala